sobota, 7 stycznia 2012

4.

Heh. Właśnie dostałam smsa o treści: "Matiii zaszalej już ostatni dzień jesteś 14 - latką!!!! Strzeż się staruszku! :)" Pomijając fakt, że nie ma tu ani jednego przecinka, to bardzo podoba mi się treść tej wiadomości, zwłaszcza, że dostałam ją od osoby, na której mi zależy i którą po prostu kocham. Dzięki Pauli, ale dziś, to już raczej nie zdążę, choćbym nie wiem jak chciała. ;)

3.

Uuuu. Ale mnie tu dawno nie było! Mam sporo do nadrobienia.
  Święta.
Kocham Święta Bożego Narodzenia, aczkolwiek w tym roku nie czułam tej magii, która zawsze towarzyszy temu okresowi. Ale mam się czym pochwalić. ;) W tym roku zawzięłam się i poszłam pierwszy raz na pasterkę. Było nawet fajnie. Znaczy mogło być o wiele lepiej gdyby nie to, że przede mną stał człowiek, od którego całkiem nieźle jechało alkoholem i cały czas się chwiał. Zresztą, z każdej strony byłam otoczona takimi panami i to chyba spowodowało, że musiałam wyjść na dwór, przez co strasznie zmarzłam. Ale poza tym było ok. :) W tym roku na Święta przyjechała do nas ciocia z wujkiem, których naprawdę bardzo lubię, no a przynajmniej ciocię. Dostałam też całkiem sporo prezentów, bo aż dziewięć. Od brata - zmywacz do paznokci i 3 lizaki, od siostry - dwie sieczki, od mamy - dwie bluzki i bransoletkę Made in Rossman, od cioci i wujka - 50 zł, od drugiego wujka - perfumy (TESTER!), dezodorant i cztery długopisy, od babci - 50zł, od chrzestnego - 100zł, od Pauliny - 3 kolory muliny i czekoladę i od Pawła i Agnieszki - książkę o gitarze. Dużo nie? Poza tym, to nie zjadłam wszystkich dwunastu potrwa, tylko 7 wliczając w to oranżadę. Ale nie było źle w te Święta:)
  Nowy Rok.
Mamy rok 2012, kiedy to ma być koniec świata. Taaa. Jasne... U mnie w telefonie jest kalendarz do 2099 roku, także tego... No, ale teraz czas na podsumowanie roku 2011. No, więc jeśli chodzi o szkołę, to ten rok nie był rewelacyjny, bo moja średnia nawet 4.0 nie przekroczyła. Ale to moja wina, bo moje lenistwo było tak ogromne, że nie chciało mi się uczyć, a mama mi powtarza: "Jakbyś chciała, to nawet pasek mogłabyś mieć, tylko tobie się po prostu nie chce uczyć". Tak mamo, przyznaję Ci rację, potwoooornie nie chce mi się uczyć. ale jednym z moich postanowień noworocznych jest właśnie to, że wezmę się za naukę, chociaż wątpię, żeby to wypaliło. Ale żeby nie było, że nie spróbowałam. Kolejnym postanowieniem jest właśnie ograniczyć lenistwo. Też nie mam pewności, że się uda, ale spróbuję. Ogólnie mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy niż poprzedni, chociaż nie wiem czy to możliwe jeśli chodzi o wakacje. Poza tym, to chciałabym, żeby osoby, na których mi zależy były cały czas przy mnie, żeby mnie nie opuściły, a przynajmniej nie z mojego powodu. Ogólnie, niech ten rok będzie super! :*
  Dzisiejszy dzień.
 Było nieziemsko! Dzięki dziewczyny! Kocham Was:*

piątek, 16 grudnia 2011

2.

Ale ja jestem głupia. Nawet nie wiem dlaczego tak uważam. Na pewno jestem głupsza od mojej siostry, co udowadnia mi, bywa, że nieświadomie, na każdym kroku. Ale nie chce mi się o tym pisać. Dziś piątek. W sumie, to nie wiem czy jest to dobra wiadomość, czy zła. Plusy tego faktu są takie, że nareszcie się wyśpię i... Taaa, to chyba jedyny plus. Mam wymieniać minusy? Ok. Pierwszy - w weekend na pewno będzie wiało nudą, drugi - brak spotkań i rozmów z koleżankami, no, może z wyjątkiem jutra, bo idę na urodziny do koleżanki. Trzeci - trzeba sprzątać... Normalnie moje ulubione zajęcie... Ale cieszę się, że zaraz święta :)
Dziś dzień był trochę do du... Nie dość, że na ósmą, to jeszcze pierwsza matma... z Ciapkiem... Potem "informatyczna" technika. Czego taka? Ponieważ Mejkin wolał nas zabrać do pracowni informatycznej i pozwolił pobuszować w Internecie. Oczywiście kazał sprawdzić jakieś trzy pojęcia "techniczne", ale, jak wiadomo, nie ma głupich. Nie ukrywam, że Mejkin jest trochę dziwny... Znaczy, można się z niego pośmiać, bo to taka pierdoła, ale na serio jest taki trochę... inny. Przede wszystkim nie nadaje się do pracy w szkole. Kompletnie nie radzi sobie z dziećmi. A w ogóle, to on uważa, że portale społecznościowe, typy Facebook czy nk. to czyste zło. Ale wracając do mojego dzisiejszego dnia, to później była, relygia, jakby to powiedziała nasza katechetka, zwana potocznie Honorata, Długą Jolą, Pieczarą lub Szczotą. Ja, oficjalnie, używam tej pierwszej nazwy, najbardziej mi się podoba. A więc Honorata zebrała dzisiaj zeszyty. Mam nadzieję, że będzie piąteczka :D. Poza tym, to wreszcie postanowiła dotrzymać słowa i wygoniła jednego z niesfornych uczniów do pani pedagog. Później była chemia... Jak zwykle nudy... Potem polak. Zabić się można! Na poniedziałek kazała nauczyć się historii Gerwazego z "Pana Tadeusza", a na czwartek inwokacji. I kiedy ja mam się tego nauczyć?! Pomijając tę pracę domową z polaka, muszę jeszcze kuć na chemię, bo w poniedziałek kartkówka, na geografię, bo konturówka. Nie wyrabiam już po prostu. Później rekreacja z panem Markiem ( :D ). Tu było całkiem spoko. Później fizyka... Najpierw przerwa obiadowa. Gdy się posiliłam obiadkiem na stołówce pobiegłam na górę i od razu z Kingą usiadłyśmy przed klasą. Parę minut później przechodził obok nas mój "ulubiony" ks. L., ten sam, który trzasnął mnie drzwiami. Kiedy nas mijał powiedziałam mu "Szczęść Boże". Odpowiedział i pomachał mi, ale tak jakoś bardzo... hm... inaczej. Jakoś taki dziwny ruch palcami wykonał, ale nic. Kiedy nas mijał gapił się na nas z tym swoim wkurzającym uśmieszkiem.  Ja za to popatrzyłam na niego, jak na idiotę. Później zaczęła się lekcja. Było całkiem spoko. Cała klasa, z wyjątkiem 5 osób, nie miała pracy domowej. Było śmiechowo :).  Potem marsz do domu i można było odpocząć :). Mama, nie wiedzieć czemu, nawet ciasto kupiła. Ale było miło :P

niedziela, 4 grudnia 2011

1.

 Hej. Właśnie  rozpoczynam moją przygodę z blogiem. W sumie to nie wiem, co mnie podkusiło, ale mam nadzieję, że będzie fajnie :D. Z góry ostrzegam, że nie jestem mistrzem, ortografii i interpunkcji w przeciwieństwie do mojej siostry. No, to jedziemy.
 Niedziela. Nie jest źle. Na szczęście już jestem po kościele i znalazłam wolną chwilkę, żeby posiedzieć sobie przed kompem. W sumie, to powinnam teraz kuć do sprawdzianów z fizyki, wosu, geografii, historii i kartkówki z niemca, ale bardziej rajcuje mnie oferta spędzenia dwóch godzin przed komputerkiem, niż przed stertą książek i zeszytów. Większość z tych sprawdzianów zaliczyłabym w tamtym tygodniu, ale tak się składa, że od wtorku siedzę w domu z powodu choroby. Przez ten czas mogłam się tego wszystkiego nauczyć, ale miałam ciekawsze rzeczy do roboty. Co robiłam? Spałam, czytałam, spałam, czytałam, spałam, czytałam, czytałam, czytałam, spałam... A tak na serio, to pomiędzy tymi czynnościami były jeszcze inne, np. granie na gitarze, oglądanie i przepisywanie lekcji. Tego ostatniego było całkiem sporo i jest to jeden z minusów siedzenia w domu. Drugim minusem jest to, że traci się lekcje i potem nic się nie rozumie. U mnie trafiło na matmę. Nowy temat, z którego nic nie czaję. Ale są też plusy :) Na przykład wyspanie się i przeczytanie stosu książek, który czekał na mnie od wakacji. Mi się to na szczęście udało :P
  Poza tym, to jeszcze bolą mnie plecy. Dlaczego? Otóż jutro miną 2 tygodnie, jak mój "ulubiony" ks. L.(ksiądz od siedmiu boleści)  przywalił mi drzwiami od pokoju nauczycielskiego prosto w plecki. Tyle siły w to wpakował, że aż mi łzy poleciały. A ten ŁACH nawet nie przeprosił, tylko jak gdyby nigdy nic zszedł na dół. Nigdy nie przepadałam za tym księdzem, głównym tego powodem było jego zachowanie, ale ostatnio postanowiłam dać mu szansę. Zaczęłam go nawet trochę lubić, lecz w chwili, gdy jego czcigodne ręce z impetem otworzyły drzwi, które trafiły w moje plecy, pozbyłam się jakichkolwiek uczuć do niego. No, może z wyjątkiem tego, że znowu go nie cierpię. Chociaż moja siostra uważa, że się w nim zakochałam, co jest kompletnie pozbawione prawdy. Nie mam pojęcia skąd ona wzięła taką niedorzeczną informację. Ale skoro taką wielką frajdę jej sprawia powtarzanie mi na okrągło tej nowiny, to niech sobie mówi.
  Z Ł. już mi przeszło. Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. No, bo ja go w sumie w ogóle nie znam. Owszem, od czasu do czasu się przywita i na tym koniec. Nawet ze sobą nie rozmawiamy. To tak, jakby lizać lizaka przez szybę.
  Marzy mi się, żeby jutro nie pójść do szkoły. Mimo, że mam jutro na 9.35 i tylko 5 lekcji, to jednak wolałabym zostać w domu i pójść dopiero we wtorek, a wtedy mam na 8.00 i ze szkoły wychodzę dopiero o16.20. Poleniłabym się w łóżku jeszcze jutro. Szkoda tylko, że nie wszystkie marzenia się spełniają...